LoLa... |
Moderator |
|
|
Dołączył: 14 Sty 2012 |
Posty: 855 |
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Skąd: Opolskie!!! Płeć: |
|
|
|
|
|
|
Ojej dziękuje ... Jasne, że możesz go umiesić. Możesz też wprowadzić poprawki, które proponowali inni... Jak chcesz wstawiaj, jest do twojej dyspozycji...
No i mój Prolog dla Lilou (jak chce jej się czytać xD):
Cisza. Moja bardziej niemiła wersja aktualnie wpatrywała się w ekran komputera. Zacisnęła zęby i z głuchym pomrukiem próbowała pisać opowiadanie. Nerwowo stukała w klawiaturę z miną wściekłego buldoga. Na jej twarz opadały zawsze ułożone, a teraz rozmierzwione włosy. Pufnęła głośno. Pokręciła się jeszcze chwilę i usiadła spokojniej. To już byłam ja. Ta milsza. Powoli i spokojnie zaczęłam wracać do porządku. Wyrównałam nieco oddech by moja nieco gorsza postać (znów) nie przejęła nade mną kontroli. Odplątałam swojego kucyka z zamka swetra, poprawiłam czuprynę i po chwili wyglądałam tak jak zawsze.
Oczywiście często bywałam w moim drugim wcieleniu. Nigdy nie czułam się obserwatorem samej siebie, chciałam tylko przedstawić mój charakter z trzeciej osoby. Nie specjalnie udało mi się to zrobić. Musiałam jednak poćwiczyć inną narrację niż pamiętnikarska.
Chłód musnął odsłonięty kawałek mojej skóry. Zimno przywróciło mnie do rzeczywistości. Szybko podciągnęłam kołnierz pod brodę i wsunęłam na nogi kapcie które zdążyły już spaść na drewnianą podłogę. O tej porze roku, w tym kawałku domu było dosyć zimno. Oczywiście temperatura nie schodziła poniżej 10 stopni, ale i tak dawało się tu odczuć chłód. Była zima, a nie padał śnieg. Podczas każdego spaceru, wielkie powiewy wiatru zdmuchiwały mi na twarz tysiące kropelek. Gwiazdka odbyła się bez śniegu, w dodatku na dosyć dużym plusie. Teraz dalej śnieg nie padał choć zostało zaledwie 5 dni do nowego roku. Tak nie mogło być. Biały puch pokrył ziemię tylko jednego dnia, nie licząc tego, że nazajutrz stopniał. Teraz tu i ówdzie leżały brudne kopczyki. Ba nawet nie kopczyki tylko plamy śniegu. O ile oczywiście szare, stwardniałe breje można nazwać śniegiem. Niebo w zimie było popielato-granatowe, w tym roku miało barwę bardzo zbliżoną do moich oczu, taki głęboki niebieski. Rzecz jasna na sklepieniu unosiły się jeszcze deszczowe obłoczki, których ja w oczach nie miałam.
Stop, stop, stop, jak zwykle zagalopowałam się z myślami. Wyobraźnia jest u mnie mocno rozwinięta, ale w tym przypadku musiałam użyć ją do czegoś innego. Mianowicie dokończyć to opowiadanie. Nawet go nie zaczęłam. To znaczy owszem, miałam kilka linijek tekstu, ale właśnie je skasowałam. Były niezbyt dobre. Tak naprawdę to były złe. A na marginesie to nawet nie były złe... Dobrze, może nie będę ich krytykować. Zostawię to komu innemu...
Wszyscy chwalili mój rozwijający się talent literacki. No, może w pisaniu wierszyków byłam dobra, ale jak przychodziło co do czego to ani rusz... Nie umiałam zacząć. Zastanawiałam się co ja tak naprawdę będę robić, skoro nie mam żadnych, naprawdę dużych talentów, oprócz czytania książek w powalającym tempie. Talent literacki może i miałam nie taki beznadziejny jak go opisałam, więc zostawał jakiś punkt zaczepienia. Ostatecznie zostawały mi jeszcze skrzypce, bo właśnie zaliczałam pierwszą klasę w szkole II stopnia. Jednak przyznam się bez bicia, że na samą myśl o zostaniu skrzypcowym wirtuozem coś przewracało mi się w żołądku i zaczynałam dostawać dreszczy. I to wcale nie z powodu zimna w pracowni komputerowej. Dobra, muszę coś z tym zrobić. Nawiasem mówiąc nie z zimnem bo na to trzeba by długo czekać. Tylko z opowiadaniem. Wzięłam się w garść i pobębniłam chwilę w klawisze z satysfakcją patrząc na zapełniające się powoli linijki tekstu. Miałam pomysł, pomysł na życie. Oczywiście ciężko napisać książkę, ale może, może mi się uda. Opowiadanie odłożę, na jutro... na kiedyś tam....
Zakazane kopiowanie, zmienianie, rozpowszechnianie całości/fragmentu bez zgody autora... |
|